Nagi jeździec

Uwielbiam długie, nocne spacery w deszczu. Wtedy miasto odkrywa swoje najdziksze sekrety. W tym także te najbardziej podniecające…
Była chyba 2:00 w nocy, a ja byłem już cały mokry. Ale nie przejmowałem się. Było lato a deszcz był ciepły i przyjemny. Szedłem od latarni do latani, klucząc bocznymi uliczkami w dzielnicy przemysłowej i rozmyślając o życiu. Taki miałem nastrój tamtej nocy, że nie chciałem wracać do domu.
Nagle w gąszczu starych fabryk i magazynów usłyszałem warkot motocykla.
Spojrzałem i mnie zamurowało…
Na tyłach garaży zaparkował sportowym motocyklem jakiś tajemniczy facet. Najpierw myślałem, że po prostu nie ma koszulki. Ale nie. Był cały nagi.
Jogo motor warkotał a on siedział tyłem do mnie pod pewnym kątem, więc mnie nie zauważył. Mogłem mu się spokojnie przyjrzeć.
I wierzcie mi – nie mogłem od tego zajebistego skurwysyna oderwać wzroku.
Tysiące kropel deszczu błyszczało jak diamenty na jego umięśnionych plecach i udach, a bose stopy spoczywały pewnie na mokrej posadzce. Ciało miał wybitne, wręcz pokazowe – proporcjonalne, fantastycznie gładkie i estetyczne. Robione w pocie i bólu latami na siłowni lub basenie.
A ten sportowy motor dodawał mu obłędnej męskości.
Był jak senna mara – wręcz nierzeczywisty. Cud natury majaczący w oddali w oparach spalin i parującej wody. Nęcący do szaleństwa brunet, zdrowy jak byk gotowy do ostrego jebania. Sensacyjny przykład wspaniałej męskości.
Koleś jeździł nocą nago na motorze po pustych ulicach. Musiał być samotnym, spragnionym wrażeń wilkiem – pomyślałem.
Zjarałem się nim do obłędu w jedną sekundę. Serce zaczęło mi walić, a kutas momentalnie powiększył się i wpełzł mi w nogawkę spodenek niczym dzika, głodna anakonda. Tak bardzo chciałem się z nim ruchać, że myślałem, że oszaleję.
Najpierw pomyślałem, że koleś zaczął coś grzebać przy kierownicy, ale nie – wyglądało na to, że zaczął sobie walić. Ponieważ stał tyłem, nie mogłem tego zobaczyć. Ale moja zapłodniona wyobraźnia zrobiła już ten obraz – jak gość chwyta swojego byczego drąga, ściska go, masuje go i czerpie z tego niepojętą rozkosz. Gdzieś w głębi tej letniej, wilgotnej nocy doprowadzając się do sążnistych, boskich wystrzałów na umięśnioną klatę.
Kucnąłem za jakąś skrzynią i obserwowałem go w ciszy. Jednocześnie instynktownie zacząłem macać swojego kutasa przez spodenki, bo juz nie mogłem wytrzymać ogromu podniecenia.
To, jak ten nagi ogier siedział okrakiem na tym sportowym motorze, odprowadzało mnie wręcz do ogłupienia. Nie wiem, czy w życiu widziałem coś bardziej podniecającego. Był tak pozbawiony hamulców, tak otwarty, dziki, że samo to niemal odprowadzało mnie do orgazmu.
Postanowiłem zakraść się i obejść plac przed garażami, by choć na moment zobaczyć go z przodu – jak poleruje swojego bata i wali smarem na klatę. Było ryzyko, że będzie wtopa – że mnie zauważy i się spłoszy. Ale nagroda była warta tej stawki. Poza tym był tak ogarnięty szałem masturbacji, że zdaje się odpłynął w inny wymiar, co zwiększało moje szanse na sukces.
Cichaczem przemykałem się za skrzyniami, stosami opon, śmietnikami i latarniami, by stopniowo zmieniać kąt obserwacji i odkrywać jego sekrety. Już od boku widziałem, że jego ciało przekraczało moje najśmielsze wyobrażenia. Ale gdy zobaczyłem go niemal od przodu – wtedy objawiło mi się w pełni jego piękno…
To był dziki, atletyczny ogier – masywny i doskonale wyposażony. Jego sprzęt porażał pięknem. Miał długą, masywną armatę – seksowną i imponującą. I ładował ją rozkoszą aż pęczniały mu jaja.
Trzeba by ze trzech męskich dłoni, by objąć całą długość tego monstrum.
Jego umięśnione nogi uwalone były smarem. Domyślałem się więc, że albo jest mechanikiem. Albo ma takiego fioła na punkcie swojego motocykla, że wciąż przy nim majstruje.
Kucnąłem a fiut wyszedł mi nogawką spodenek. Śluz zaczął lać się z niego jak z kranu. Zacząłem sobie walić, bo już nie mogłem wytrzymać. Kisiel bryzgał strumieniem na chodnik.
Obaj byliśmy już chyba blisko finału, bo gość zaczął głośno sapać. A u mnie też rozkosz zaczęła już rozsadzać fiuta.
I wtedy coś trzasnęło w śmietniku obok i jakiś kot rozdarł mordę, uciekając w popłochu.
Gość przerwał walenie i złapał za kierownicę. Dodał gazu, aż spaliny zagęściły się w powietrzu. Warkot silnika wzmógł się, ale koleś nie odjechał. Siedział i patrzył z uwagą gdzieś w moim kierunku.
– Widzę cię – odezwał się i warczał groźnie silnikiem.
Zapalił światła i kompletnie mnie oślepił.
Wstałem i wyszedłem z ukrycia z uniesionymi do góry rękami.
– Czego chcesz? – spytał.
– Ciebie – odparłem.
Zapadła długa cisza – przeplatana jedynie warczeniem silnika i szumem deszczu dookoła. Stałem tam przed nim w strugach ulewy kompletnie bezbronny, zastanawiając się, co teraz się stanie. Czy odjedzie z piskiem opon? Czy przywali mi w mordę za to, że go podglądałem?
– Nigdy nie widziałem kogoś tak cudownego jak ty – powiedziałem. – Jesteś dla mnie bogiem. Nawet, jeśli teraz odjedziesz w siną dal… to wiedz, że samym swoim wyglądem i tym motorem dałeś mi coś, czego nigdy nie zapomnę. Proszę… pozwól się podziwiać na tej maszynie…
Zgasił światła, ale moje oczy wciąż jeszcze nie dostosowały się do nowych warunków i niewiele widziałem.
– Podejdź – powiedział.
Posłuchałem go. Z bliska był jeszcze bardziej podniecający. Pachniał smarem, paliwem i testosteronem.
Chwycił mnie za mokrą koszulkę i jednym mocnym szarpnięciem zdarł ją ze mnie.
Rzucił nią jak szmatą na beton. Spojrzał na moje krocze i zobaczył, że mój kutas już nie mieścił się w gaciach. Więc je także zdarł. Był porażająco silny, co mnie przerażało i ekscytowało jednocześnie.
Mój drąg wystrzelił i wyprężył się, demonstrując w pełni swe podniecenie i gotowość do jebania.
Stałem przed nim nago – tylko w samych sportowych butach. I wręcz błagałem go o coś więcej.
– Przejedziemy się – powiedział i klepnął siodło motoru, dając mi znak, bym wskoczył.
Usiadłem na nim okrakiem, przodem do niego. Motocykl był rozgrzany, warczał i rozkosznie wibrował pod naszymi gołymi tyłkami, co było bardzo podniecające. Podobnie jak to, że nasze gorące jaja i kutasy złączyły się.
Chwycił mojego bata, zaczął mnie całować i mi walić, więc instynktownie chwyciłem jego pałę, by mu się odwzajemnić. Była tak gruba, że ledwo dawała się objąć. I twarda jak pręt zbrojeniowy. Dyszałem z podniety.
– Ja akt – wyszeptał.
– Kurwa… – odparłem. – Ja też.
Co za pech! Raz w życiu mam szansę na seks z takim zajebistym zawodnikiem – i okazuje się, że obaj jesteśmy aktywami.
Tymczasem on kazał mi się oprzeć o kierownicę i rozchylić nogi.
Nie wiedzieć czemu, posłuchałem go. Miał taki ton, że nie śmiałem mu się sprzeciwić.
Zaczął masować mi jaja jedną ręką, a drugą mój otwór. Jakby zupełnie zignorował to, co mu powiedziałem. A ja – nie wiedząc czemu – jak nigdy nikomu nie pozwalałem tknąć mojej dupy – tak nagle zrobiłem się zadziwiająco uległy.
Gdy zaczął krążyć palcem wokół mojego odbytu, poczułem przyjemne ciepło w tyłku. Wtedy zaczął mnie intensywnie palcować, rozciągając mój otwór we wszystkich kierunkach. Wiedział, jak kilkoma gestami z każdego faceta zrobić pasywa.
W parę chwil byłem już rozgrzany i otwarty. Wtedy wsunął we mnie swoją ciężką lufę aż po jaja. I nagle zrozumiałem, jak cudownie jest zostać spasywionym przez takiego chuja. Był twardy i mocny. A w mojej dupie wydawał się być jeszcze większy i jeszcze mocniejszy.
Jebał mnie srogo, a jego motor warczał tym głośniej, im przyjemniej nam było. Ilekroć zbliżaliśmy się do wytrysku, tym mocniej gość cisnął gaz, aż ryk silnika zagłuszał nasze jęki. Świat dookoła nas niknął w kłębach spalin, a on pierdolił mnie całą swoją masą i męskością – patrząc mi głęboko w oczy.
I wtedy do mnie dotarło… Ten motor był jego kochankiem. Jego lśniącym, chromowanym, pełnym tłustych oktanów fetyszem. Ujeżdżanie tej maszyny było dla niego jak najlepszy męski seks. Dlatego nocami zasiadał na nim nago i walił ostro konia, podkręcając jego moc i pozwalając, by jego wibracje doprowadzały go do szaleństwa.
Ten seks był jak trójkąt – między mną, nim a jego mechanicznym bóstwem dróg.
I ta myśl dziwnie mnie podnieciła.
W tamtej chwili byłem już cały jego. Drążył mnie i pierdolił tak genialnie, jak nikt nigdy wcześniej. Widziałem w jego oczach powódź spermy, którą za moment zatankuje mi bak do pełna. A on w moich oczach musiał widzieć, jak bardzo tego pragnę.
I zaczął dochodzić.
I sapał. I jęczał. I ładował mnie swoim smarem aż po sufit. I patrzył na mnie z taką władczością, z takim pożądaniem, że zacząłem tryskać sobie na klatę. Czułem, jak jego potężny bolec topi się we własnej spermie w moim tyłku, jak naoliwia się swoimi wytryskami, jak pracuje mocno jak tłok silnika. A jego motor pod nami wibrował i warczał jakby wymknął się spod kontroli.
Orgazm analny, który mi wtedy sprzedał, wygiął mnie i wykręcił jak szmatę – na zawsze robiąc ze mnie mokrego pasywa.
Musiał mieć mnóstwo dodatkowej rozkoszy z widoku mnie nadzianego na jego lagę – tryskającego na oślep litrami świeżego, męskiego kisielu. Całowaliśmy się i patrzyliśmy sobie w oczy. A on dodawał gazu – że aż bałem się, że maszyna pod nami stanie w płomieniach.
Wylałem z rury tony nasienia. Byłem nim ujebany po uszy. I zaspokojony jak nigdy.
Zaczął lizać moją klatę, żeby mnie wyczyścić. Łaskotał mnie. Miał ciepły, szorstki język, na którym zawijały się frędzle mojego gęstego nabiału. Wciąż jeszcze jego tłusty drąg pulsował w moim tyłku. Czułem, że przeciekam, a gęsty lukier wylewa się na siodło motoru.
Moje ubranie leżało na ziemi – całe mokre i podarte.
– Jak ja wrócę do domu? – spytałem.
Kazał mi usiąść za nim „na plecaka” i dobrze się przytulić. Zszedłem z motoru, a on przysunął się bliżej przodu i wypiął znacząco tyłek. A mój kutas wciąż sterczał w gotowości, jakby moja dusza aktywa wciąż jeszcze ze mnie nie uleciała. Spytałem, czy mogę się przytulić tak mocno. Bardzo mocno. A on powiedział, że tak.
Siadłem za nim, wsunąłem w jego dupę drąga i przytuliłem się mocno do jego szerokich pleców. I wtedy ruszyliśmy.
Pędziliśmy pustą obwodnicą w deszczu 200 kilometrów na godzinę, a ja go posuwałem w siodle.
Pozwolił mi się jebać, bo rozumiał mnie jak aktyw aktywa. Że nasze kutasy muszą rznąć dziury, by poczuć spełnienie. Więc mi użyczył swojej – po kumplowsku. Rozumiał nasz układ i że musi też dać mi się wyżyć.
Był fantastycznie ciasny, a jego silna muskulatura obejmowała szczelnie mojego jebiącego go kutasa. Świadomość, że posuwam w siodle takiego ostrego zawodnika doprowadzała mnie ze szczęścia i rozkoszy niemal do płaczu.
Tamten orgazm był doznaniem z innego wymiaru. Czułem rozdzierającą rozkosz, ciepły deszcz i chłodny wiatr na całym nagim ciele… i wolność, jakiej nigdy w życiu nie czułem.
Trzymałem się go, obejmowałem go z całych sił i tryskałem głęboko w nim. I dziękowałem, że los dał mi poczuć, czym jest taka swoboda, o jakiej tylko mogłem marzyć.
Dowiedziałem się, jak to jest jebać na całego tak potężnego, wybitnego mistrza kierownicy.
Paliliśmy gumy bez hamulców i pędziliśmy po pustych ulicach miasta tak długo, aż się wytryskałem z całej spermy. Musieliśmy zostawić za sobą biały szlak naszych wydzielin.
W końcu podjechaliśmy pod mój dom.
Jego motocykl spływał cały naszą zmieszaną śmietaną. Chromowane elementy obleczone były złożoną pajęczyną naszych wytrysków.
Chciałem go zapytać, jak ma na imię. Ale powstrzymałem się.
Chciałem, by został w mojej pamięci jako ten tajemniczy, nagi, piękny jeździec, który zrobił ze mnie mokrą szmatę i dał mi prawdziwą wolność tamtej nocy.
Popatrzył mi głęboko w oczy, pocałował w deszczu, dodał gazu i odjechał z piskiem opon w mrok tamtej letniej, wilgotnej nocy. Nigdy więcej go już nie widziałem. Ale to, co mi dał, na zawsze zostanie w moich wspomnieniach.
Do dziś, ilekroć w nocy słyszę przejeżdżający motor, zastanawiam się, czy to nie on. Czy nie szuka kolejnego faceta, któremu da poczuć prawdziwą wolność…

Skomentuj:
Był wytrysk? Daj plusa :* A być może i Ty spotkasz nocą nagiego jeźdźca :)))
Świetne!!!! Chciałbym się z nim przejechać:-)
Z nim czy NA NIM? 🙂 heh
Hehe. Na nim 🙂 Ale i jego bym puknął:-)
Super, uwielbiam takie opowieści