42 min. Uroczy gej spotyka na imprezie przystojniaka ze snów. Niestety jest hetero. Czy flirt wystarczy, by otworzyć go na...

ok. 10 min. | orgia, przygoda, tajemniczość
Na ostatnim roku studiów – wraz z moim chłopakiem Antkiem – postanowiliśmy wybrać się na krótką wyprawę do Pragi. To, co się tam wydarzyło, było absolutnie niesamowite…
Miasto to od dawna kusiło mnie i perswadowało, bym je nawiedził. Jawiło mi się ono nie tylko jako mroczne, pełne tajemnic, oszałamiających zabytków, ale także wypełnione swoistą, niewypowiedzianą perwersją wiszącą w powietrzu.
Skąd brało się to niezwykłe uczucie seksualnej frywolności?
Niedługo przed naszym wyjazdem czytałem artykuł o seksualności Czechów. Rysował on obraz dość niesamowity jak na nasze polskie umysły. Czesi – latami dręczeni przez Kościół i wiecznie upominani za grzechy w łóżku – po upadku komunizmu wyzwolili się seksualnie.
Szczególnie geje, którzy – czując powiew wolności – zaczęli prowadzić rozwiązły do nieopamiętania tryb życia, grać w pornolach, uprawiać seks grupowy. W samej Pradze można spotkać kluby gejowskie pozycjonowane jako kluby „dla miśków”, „dla studentów” i tak dalej.
To świadczy o niezwykłej otwartości Czechów na gejów – co oczywiście niezwykle nam się podobało.
Przechadzając się pięknymi, krętymi uliczkami Pragi, kątem oka łapaliśmy gejowskie pary, które – trzymając się za rękę – bez skrępowania demonstrowały swoją odmienność i dumę, łapczywie także rzucając wyzywające spojrzenia sobie wzajemnie i nam.
W powietrzu, prócz upału, drgał także rozpalony testosteron, które buzował i kierował moje myśli w stronę coraz bardziej roznegliżowanych, podniecających fantazji.
Wtem moją uwagę przykuł mroczny szyld w głębi jednej z uliczek – z tajemniczym napisem „Labirynt”; przedstawiający seksownie ujętego nagiego, umięśnionego mężczyznę.
Szyld wyraźnie nawiązywał więc do gejowskiej tematyki i oznajmiał, że pod jego tytułem skrywa się dziwna kraina basenów, saun i szatni – w której dzieją się rzeczy sprośne, zakazane i prawdopodobnie bardzo podniecające.
Od kiedy tylko zobaczyłem ten szyld – wszystkie moje organy (w tym szczególnie jeden) zapragnęły to miejsce odwiedzić, zobaczyć, poczuć na własnej skórze.
– Chciałbym pozwiedzać kościoły – orzekł nagle Antek, czym kompletnie mnie zaskoczył. Zdawał się w ogóle nie obierać tego praskiego, seksualnego krajobrazu tak, jak to czynił mój rozpalony mózg.
Antek wyciągnął mapę z pozaznaczanymi kościołami, po czym zaczął planować trasę.
– Antek… Ale wiesz… Wiem, że Praga jest pięknym, zabytkowym miastem, ale pamiętasz, że spakowałem tutaj kąpielówki (po czesku: kufry 🙂 ) i że uwielbiam sauny. I dlatego nastawiłem się na…
– Bóg Cię ukarze – powiedział pół żartem, ale jednak trochę na serio. – Kościoły są piękne, widać w nich tchnienie boskiej inspiracji.
– Jezu, Antek. Wiesz, co ja o tym myślę, co nie?
Po krótkiej przepychance słownej udało mi się jednak namówić go na 2-godzinną rozłąkę, podczas której on miałby pozwiedzać wszystkie interesujące go obiekty sakralne, a ja – odwiedzić jakąś ciekawą saunę.
Oczywiście domyślacie się, że miałem na myśli Labirynt 🙂
Gdy tylko upewniłem się, że Antek oddalił się na bezpieczną odległość, pognałem do tego zakazanego źródła dzikich, męskich hormonów, które tęczowymi wstęgami unosiły się wzdłuż tej ulicy.
Wejście było jasno oświetlone – sugerując, że instytucja, którą odwiedzam, jest poważna i przejrzysta, profesjonalnie zaprojektowana pod każdym kątem.
Wejście tanie nie było, ale obietnica tego, czego doświadczę pod drugiej stronie wielkich, matowych drzwi była ogromna i podniecająca.
Długim, tonącym w coraz głębszym mroku, korytarzem dotarłem do rozległej szatni, w której kręciło się i przebierało kilku mężczyzn. Ciało większości z nich – tak niestarannie zasłonięte, niemal roznegliżowane – było dla moich oczu jak magnez.
Mój oddech przyspieszył, ale nie chciałem dać po sobie poznać tego, że podobny dobytek odwiedzam pierwszy raz.
Oni wszyscy wydali mi się tacy seksualnie doświadczeni – starzy wyjadacze, którzy regularnie przychodzą tu, by jakiś młodzik im obciągnął, tudzież dał dupy.
Przełamując mój zaściankowy wstyd, rozebrałem się, choć nie mogłem powstrzymać się od owinięcia ud ręcznikiem, który dostałem w recepcji.
Na moich bosych stopach wylądowały czarne japonki – mój fetysz, który jest dla mnie osobistym, bardzo intymnym symbolem męskości i pożądania. Męskie stopy wyglądają w nich porażająco seksualnie.
Poklapałem w głąb kompleksu – który schodami prowadził mnie w dół i rozwidlał się w różne kierunki. Dokonując szeregu wyborów, którędy się udać, zaczynałem odczuwać, że powietrze robi się coraz cieplejsze, nasycone wilgocią, a moich uszu dobiega nieco psychodeliczna, pulsująca muzyka – bardzo pobudzająca i seksualna.
Wyczułem także nuty zapachowe różnych egzotycznych olejków – rozmarynowego (który od wieków uważany jest za afrodyzjak) a także woni owocowych (na pewno ananasa i mango).
Moje serce zaczynało do tej kombinacji bodźców bić coraz szybciej, choć nie ukrywam, że narastał we mnie także lęk.
Lęk, ponieważ nigdy wcześniej nie znalazłem się w tak dziwnej sytuacji. Bałem się, że ośmieszę się jakimś zachowaniem, że nie dochowam asertywności, że ulegnę lub wybuchnę niepotrzebną agresją pod wypływem różnych prawdopodobnie niemoralnym propozycji, które za chwile mogłem usłyszeć.
Podążając w głąb labiryntu korytarzy, ciemność rosła w siłę, gdzieniegdzie tylko gaszona była mdłymi lampami na ścianach, w snopach których migały co chwilę jakieś piękne, nagie ciała – rzeźbione na siłowniach latami ciężkiej pracy.
Czasem były to ciała samotne, czasem – im głębiej, tym częściej – były to ciała sparowane, czasem mnogie – obejmujące się, tulące, seksualnie dotykające się wzajemnie.
Nagle i ja poczułem dotyk.
Niezidentyfikowana męska dłoń podryfowała wśród ciemności, wylądowała na moim udzie i osunęła mój ręcznik. Usłyszałem coś po czesku, tonem wyraźnie zabawnym, ale nic nie zrozumiałem, po czym ktoś uśmiechnął się w ciemności.
Speszyłem się, podniosłem ręcznik, nie zakładałem go już, i wolnym, ostrożnym krokiem ruszyłem dalej.
Para i mrok zagęszczały się i wnikały w człowieka coraz głębiej i głębiej. Muzyka robiła się coraz głośniejsza. Minąłem subtelnie oświetloną wnękę z jacuzzi, w którym siedziało kilku przystojnych mężczyzn. Uśmiechali się do siebie, niektórzy się całowali i obejmowali.
Nie znałem imion tych mężczyzn, nie wiedziałem, kim oni są, ale widziałem ich nago – ich piękne ciała, na co dzień ciała kelnerów, tancerzy, ulicznych grajków, marketingowców czy piekarzy – teraz nie skrywały przede mną żadnej tajemnicy.
Nie widząc jednak w tym basenie już miejsca dla siebie ani też sposobności, by wejść tam ukradkiem, ruszyłem dalej.
Otwierały się przede mną kolejne korytarze – pełne roznegliżowanych facetów popijających silne, darmowe drinki, które stały na ciągnących się wzdłuż kontuarach. Wypatrując w alkoholu szansy na osiągnięcie większego luzu, i ja chwyciłem za lampkę i szybko wlałem w siebie jej zawartość.
Szedłem dalej.
W ciemnościach migały mi tylko mgliste zarysy sylwetek, mięśni, torsów i pośladków, które gromadziły się tłumnie, coraz gęściej w różnych częściach pogrążonego w mroku kompleksu tej homoseksualnej rozpusty.
Obraz rozmazywał się i szalał a ten niezwykły świat dookoła mnie zdawał się intensyfikować te doświadczenia, które były najbardziej podniecające.
W basenach pławiły się fantastyczne twory męskie – obejmujący się chłopcy, wsadzający swoje ciekawskie penisy w każdy swój otwór, który tylko zdołał je pomieścić.
Co chwilę moich uszu dobiegał krzyk ekstazy, muzyka zniekształcała się, raz przyspieszała, raz zwalniała – rozciągając do szaleństwa najbardziej ekscytujące momenty i widoki.
Zakręciło mi się w głowie, więc postanowiłem usiąść. Alkohol musiał szybko wniknąć w mój krwiobieg, bo wypiłem go na czczo, a temperatura w tym cudownym ośrodku była stosunkowo wysoka, więc podwyższone tętno zrobiło swoje.
Obok mnie usiedli jacyś młodzi chłopacy. Pięknie zbudowani, szczupli, z podrysowanymi chłopięco mięśniami, nie ukrywali swych okazałych, boskich i lśniących erekcji. Wręcz przeciwnie – wypinali z dumą swe oszałamiające drągi, łaknąc dotyku i pochwały. Widowiskowe, wypolerowane pyty prosiły się o tarmoszenie i srogi orgazm.
Nie wiedziałem jednak, jak pochwalić kogoś po czesku, więc po prostu się uśmiechałem – niemniej nie wiem, czy cokolwiek widzieli. Ich twarze tylko od czasu do czasu pojawiały się w świetlnych punktach, w lepiej oświetlonych sferach wokół lamp.
I nim w ciemnościach znów się rozpływały, widziałem w ich oczach zachwyt i radość, którą mieli z obcowania ze sobą i ze mną.
Położyłem się na ciepłej, kamiennej ławie i odchyliłem głowę, gdy nagle poczułem, jak po moim ciele zaczynają wędrować dłonie. Wiele dłoni – śmiałych, bezpośrednich, dla których nie istniały żadne granice przyzwoitości ani tematy tabu.
Masowały mnie i wcierały we mnie olejek o korzennym i cytrusowym zapachu, jednocześnie z każdym zatoczonym na mej skórze kołem, posuwały się coraz głębiej w sferę mojej intymności.
Był to moment, w którym poczułem, jak wrząca krew moja rozpiera mojego gnata. A rozkoszne ciśnienie podnosiło go do pionu pomimo jego masywności.
Po chwili czułem już na swoim penisie troję ust, które całowały go, ssały i lizały, starając się przelać w niego jak najwięcej czułości i radosnej przyjemności.
Bardzo żałuję, że nie mogłem w ciemnościach tym widokiem nacieszyć oczu – widok trójki pięknych młodzieńców zachwycających się moją pałą, ssących ją nawzajem i wyrywających ją sobie z ust musiałby być ucztą dla całej przyszłej generacji moich seksualnych fantazji.
Nietrudno było także zorientować się, że ci chłopcy robili sobie dobrze nawzajem. To było ich wielkie hobby – sprawdzanie, ile przyjemności cielesnej są sobie w stanie zafundować.
Byli jak dobrze naoliwiona maszyna – każdy z nich doskonale wiedział, jak obsłużyć każdego swojego kolegę, czym dawali oczywisty dowód, że muszą tu pracować od dawna.
Boże! Ileż spermy musiało się przelewać w tym miejscu każdego dnia! Jej strugi krzyżowały się w gorącym powietrzu, syczenie i jęki współgrały, a ja cieszyłem się, że moim zaganiaczem mogłem im dać tyle wybuchowej radości.
Chłopcy ci nie zwracali już uwagi na kolejne orgazmy, które wstrząsały ich fizjologią, które szarpały ich młode, szczupłe ciała. Skupiali się na doskonałej obsłudze klienta – a więc na ssaniu mojego nabrzmiałego do granic możliwości kutasa.
Światła tańczyły mi przed oczami, a ja – zatopiony w oceanie mnożącej się pospiesznie rozkoszy – zamknąłem oczy i odleciałem.
Wtem uświadomiłem sobie, że leżę na nagiej klacie potężnego byka, który obejmuje mnie i pcha we mnie największego kutasa, z jakim w życiu miałem styczność. Rozerwał mnie od środka, uderzając w samo centrum czakry podstawy, bijąc niemiłosiernie w istotę mojej intymności i nieustannie tryskając jak koń. Bryzgał we mnie kisielem i syczał, całował po plecach i szeptał coś po czesku w malignie.
To był chyba mutant, pół człowiek, pół zwierzę, zdolne do nieustannego ruchania, do niekończących się spustów i orgazmów, który bywał tylko czasem spuszczany z łańcucha, by rżnąć najlepszych klientów tego gejowskiego burdelu.
Te młodziaki miały mi nie tylko dostarczyć wrażeń – miały także uspokajać tego bydlaka, który rwał się do rżnięcia tym swoim szokująco nabrzmiałym, chętnym drągiem. Wielkim jak pal, z którego budowano średniowieczne palisady.
Zwierzęcy instynkt kazał mu rżnąć mnie jak bezpańskiego psa, penetrować głębiej, niż dotarł ktokolwiek wcześniej przed nim i tam zostawiać potoki swojego dzikiego nasienia.
Ból tego doświadczenia szybko przemienił się w czysty strumień absolutnej rozkoszy. Rozkoszy oddania cielesnego, poświęcenia swojej intymności temu silnemu bydlakowi.
Poczułem, że nadciąga wielki orgazm.
Czułem, jak narasta i jak silny skurcz powoduje już w pierwszej sekundzie swojego istnienia. I zacząłem się obawiać, jak ja go wytrzymam. Bałem się, że rozerwie mnie, przełamie jak zapałkę. Zapowiadał się orgazm o rozmiarach biblijnej katastrofy – groźny, szokujący, obrazoburczy.
Podczas gdy rozrywał mnie od środka ten potężny, prychający pode mną jebaka, ja modliłem się w duchu, abym przeżył apokalipsę, która z każdą chwilą miażdżyła moje krocze coraz silniej. Puchła tam seksualna bomba rozkoszy – wielka, niezatrzymana.
Wtem wypchała ona z mojego wnętrza wrzącą strugę nasienia – która w mig połknięta została przez młodzieńców. Potem przyszedł czas na kolejną, która po prostu wyrwała się ze mnie jak kometa, ciągnąć za sobą łaskoczące warkocze czystej ekstazy.
Wykraczała ona poza moje rozumienie seksu i cielesności. Był to swoisty fenomen fizjologiczny, hormonalny szok, który objawiał się kolejnymi, szokującymi i długimi splunięciami nasienia.
A potem zapadła ciemność.
***
Obudziłem się, siedząc w jakimś pubie. Na stole przede mną stał kufel czeskiego piwa. Rozglądałem się dookoła powoli, nie do końca rozumiejąc, co się stało.
Chwyciłem za komórkę. Antek dzwonił 5 razy. Oddzwoniłem, żeby go uspokoić.
Spojrzałem do portfela – nie ubyło z niego pieniędzy.
– Gdzieś ty się kręcił te 2 godziny? – zapytał Antek, gdy pojawił się w pubie.
Nie byłem pewien, co działo się przez ten czas. Czy to, co przeżyłem, było tylko senną marą? Czy ktoś wrzucił coś do mojego drinka?
Gdy wsadzałem komórkę do kieszeni, wyczułem papier. Wyciągnąłem go. To była zmięta ulotka „Labiryntu”. Z domalowanym małym, różowym serduszkiem w rogu. I czymś nabazgrolonym na marginesie – ewidentnie po czesku:
„Vrať se k nám”.
Ciekawa, rozwijającą akcję opowieść, która dostarcza miłych wrażeń i przyjemnego napięcia
Miło słyszeć 🙂 Cieszę się, że się podobało 🙂